27 czerwca 2014

Finito, czyli tego się nie spodziewałem.

Hmmm, Uhh, Ahhh...

...ciężko zacząć.

Na jakiś czas blog zostanie zawieszony. Nie problemy są powodem, nie kataklizm czy choroba.

Zadzwonił do mnie człowiek, który chciał zobaczyć Gixa ponieważ znalazł go na portalu ogłoszeniowym.

Przyznam się, że lekko zapomniałem o informacji na necie, miałem nadzieje, że sprzedam go raczej po sezonie.

Szybko ustawiliśmy się u mnie w garażu, przyjechał z rodzicami.
Gość młody, już co nie co jazdy liznął. Ojciec zajarany zakupem i samym motocyklem sprawdził go na ulicy.

Wrócił, stwierdził, że sprzęt dobry tylko ma słabe przyspieszenie - więc musiałem wytłumaczyć, że to jednak gaźnikowa rzędówka, przyspiesza bardzo stabilnie i bez szarpania co daje dużo zabawy podczas zwiedzania i turystyki.

Nie jest to jak wiadomo towar do szaleństw.

Spisaliśmy umowę, otrzymałem gotówkę.

Wynalazłem w garażu dodatkowe części, prospekty, instrukcje itp. i przekazałem nowemu właścicielowi wraz z kluczykami oraz dokumentami.

Koniec, towar poszedł jeździć w Kołobrzegu.

Po całym zajściu żona coś wspominała, że można tą kase zabrać na, albo na rzeczy dla córci... jednak wpadłem na pomysł bo pobawić się w inwestowanie giełdowe.

Może uda mi się, wyciągnąć pare groszy więcej, lub chociaż nie stracić i spróbować. Kto wie, jest szansa, że kupi się coś lepszego, lub chociaż nie gorszego :)

Do Siego Sezonu!
 

 





8 czerwca 2014

Bezpieczne dwa kółka 2014 - Szczecin

Ochłonąłem po narodzinach,  wszyscy doszliśmy już do siebie.
Iga chowa się zdrowiutko (odpukać).



Udało mi się wyegzekwować dzień wolny na moto.

07 czerwca po raz drugi wziąłem udział w akcji organizowanej przez PZMOT w Szczecinie pt.: Bezpieczne 2 kółka 2014. 

Tym razem dojechałem szczęśliwie, bez żadnych problemów i wywrotek.

Repertuar taki sam jak rok wcześniej: spotkanie z policją, pierwsza pomoc i tor.

Jazde na torze śmiało moge polecić poczatkującym jak i bardziej doswiadczonym kierowcą.

Prawda jest taka, że na wyższy bieg niż II nie wskoczymy, jednak właśnie tu można bezpieczniej pierwszy raz przetrzeć ślizg na kolanie pod okiem instruktora.

Pierwszym etapem było hamowanie awaryjne, slalom, omijanie przeszkody oraz okrążenie.
Kolejnym przejazd za instruktorem następnym natomiast przejazd z instruktorem.
Ostatni etap jest najfajniejszy, starasz się słuchać doświadczonego gościa na motocyklu obok, który mimo hałasu stara się przekazać maksymalnie dużo szczegółów... umówmy się, połowy i tak nie słyszysz.

Skupienie sięga zenitu, chłoniesz wiedze, uczysz się nie popełniać znów tych samych błędów.

Potem latanie w samotni, z każdym kółkiem coraz pewniej.

Przyspieszasz, zwalniasz, zwracasz uwagę na to co leży na torze, dotykasz ślizgiem asfaltu, czasem przytrzesz butem, nie zawsze udaje się wziąć idealny łuk, zalicza się przejazd na trawie.... bywa różnie

Koniec końców, wręczenie dyplomów, upominków i do domu - byle bezpiecznie.

Tak, dokładnie po zakończeniu tego kursu większość z motocyklistów docierała ślizgi już po za torem :)






19 kwietnia 2014

Skarb

Musze się pochwalić, ponieważ dziś urodziła mi się córka o imieniu Iga.

Po tym wszystkim co zobaczyłem, mam nadzieje że wyobraźnia i strach nie pozwoli mi mimo wszystko zrezygnować z pasji motocyklowej.

...I o ile czas pozwoli.

Bez odbioru... teraz czas na zmiany pieluch.


 

4 kwietnia 2014

Wymiana łożysk osi przedniej GSX750F

W ubiegłym tygodniu (30.03) odebrałem osprzęt ze sklepu BikeStar, a dziś przyszedł dzień w którym wymieniliśmy z Lewym łożyska w przedniej osi.

Operacja niby nie skomplikowana, ale pokonała nas możliwość ściągnięcia koła.
Błotnik jest nisko osadzony na lagach, a odkręcenie go sprawia ogromne problemy z powodu śrub kontrujących znajdujących się pod spodem, zaraz przy samej oponie. Nie było miejsca by włożyć klucz lub przytrzymać dłonią.

Stopka centrala jest zbyt niska żeby na odpowiednią wysokość podnieść przednie koło do ściągnięcia.
Podnośnik ręczny którego użyliśmy był skonstruowany typowo na tył. Boczna ściana kątownika blokowała możliwość wyciągnięcia lub wybicia osi.
Przy jego naturalnym użyciu z przodu motocykl zsuwał się. Ogarniały nas obawy, że spadnie, a 230kg zmiażdży komuś ręce lub głowę.

Kombinowaliśmy na różne sposoby.
Wycofałem motocykl by tylne koło wyjechało z garażu ponieważ różnica poziomów to około 5-7cm. Wtedy można było by przechylić motocykl na centralnej. Gdyby jednak nie udało się wymienić łożysk w tym samym dniu, lub gdyby nie pasowały to jak wepchnąć sprzęt do garażu bez przedniego koła ?? :)

Lewy przytargał 2 cegły, oparliśmy na nich centralną i wyszarpaliśmy motocykl do góry. Gdy stał już rzekomo stabilnie przy większym nacisku na tył, przód podnosił się na idealną wysokość. Temat załatwiony.


OPERACJA:
#1 Odkręcenie i ściągnięcie zacisków hamulców tarczy przednich. Prosta sprawa. Każdy przycisk mocowany na 2 śruby.

#2 Gdy koło jeszcze opiera się na podłożu trzeba odkręcić śrubę kontrującą (lub śruby) nakrętkę osi i na około cm wybić ośkę - oby nie za daleko.

#3 Koło w górę, wybijamy oś za pomocą długiego metalowego pręta lub śruby o kilka mm mniejszej niż otwór. Gdy ośka już jest wystarczająco daleko można ją wyciągnąć, przytrzymać koło by nie spadło oraz wyciągnąć "wybijak".

#4 Sukces :P mamy już koło w ręku oraz wszystkie dystanse - my natomiast dopiero teraz oparliśmy moto na podnośniku bo innej opcji nie było.




#5 Opieramy koło o ścianę lub kładziemy na podkładach tak aby nie uszkodzić tarcz hamulcowych. Z jednej i z drugiej strony wyciągamy uszczelniacze. Wkładamy do środka długi pręt, śrubokręt, śrubę lub coś w tym stylu w celu wybicia pierwszego łożyska. Wybijamy ustawiając nasz "wybijak" po przekątnej w każdym możliwym miejscu.
Tzn. Jeżeli uderzamy w łożysko w punkcie godziny 12stej, następnie musimy uderzyć na godzinie 6stej, później 3ciej następnie 9tej. I tłuczemy tak długo, aż wyskoczy.
Wyciągamy małą tulejkę ze środka.

I akcje powtarzamy z drugim łożyskiem.



#6 Wszystko rozłożone, stare części do śmietnika, nowe przygotowane leżą na suchej szmatce czekając na złożenie. Wpierw myjemy wszystkie elementy koła i dystanse np benzyną, naftą lub break cleaner'em. Wycieramy do sucha i nakładamy niewielką warstwę smaru maszynowego do łożysk na końcówki tulejki i gniazdo łożysk.
 





 






#7 Wbijamy pierwsze łożysko na którym oprze się znów mała tulejka.
Staramy się idealnie włożyć łożysko w gniazdo, dobić delikatnie za pomocą miedzianego młoteczka lub drewnianej podkładki. 
Następnie bierzemy klucz nasadowy o takiej samej średnicy jak zewnętrzny pierścień łożyska (w tym wypadku rozmiar 32) i dobijamy równomiernie z taką samą siłą aż osadzi się do samego końca.

#8 Przekładamy koło i robimy to samo z drugim, uwzględniając położenie małej tulejki w środku. Można kogoś poprosić, aby przytrzymał w środku ośkę na pozycji która ją wypośrodkuje.

#9 Układamy uszczelniacze (jeżeli są wymagane) i ustawiamy koło począwszy od ułożenia odpowiednio dystansów. Wkładamy ośkę która centruje nam wszystkie elementy i łączy je razem. Delikatnie wbijamy oś młotkiem aż wyjdzie z drugiej strony. Nakręcamy ręcznie nakrętkę.

!! #10 WAŻNE  - gdy koło jest już założone trzeba ustawić oś w odpowiedniej pozycji by siły gięcia nie kosiły nam lagów, lub by nie powodowały większego zużycia. 
Opuszczamy moto ze stopki na normalną pozycję. Opieramy prawą rękę na środku kierownicy, drugą trzymamy za lewą rączkę steru i intensywnie dociskamy imitując jazdę po nie równej drodze. 
Robione jest to w celu ułożenia osi na swoim naturalnym położeniu.
Odkładamy moto na stopkę i dokręcamy nakrętkę odpowiednim momentem. To samo robimy ze śruba kontrującą.

#11 Śrubokrętem rozpychamy klocki hamulcowe i zakładamy zaciski dokręcając śruby. Po założeniu pompujemy klamką hamulca przedniego płyn do tłoczków.
Żeby nikt wcześniej nie startował bez tej czynności, bo zdziwi się jak naciśnie klamkę bezskutecznie :)



WŁALA! to tyle - gdyby nie to, że mieliśmy problem z usadowieniem moto na odpowiedniej wysokości wyrobilibyśmy się w 30min. Tutaj niestety czas zajął prawie o godzinę dłużnej. Najważniejsze, że praca skończona i wszystko bezpiecznie.
Stare zajechane i podrdzewiałe łożyska ze starości lekko się zatarły i spiłowały kulki w środku na kształt piłek do futbolu. 

Sprawdziłem jazdę na krótkim odcinku - było OK. 
Później test szarpaniem za lagi - nie stwierdziliśmy żadnych luzów.
Nie ma co ukrywać - wszystko wyjdzie dopiero w teście na zakrętach.

Operacja zakończona sukcesem.

Próba generalna odbyła się 4 dni po wymianie.
Możliwości jezdne oraz poprawa sprawdzona przy większych i mniejszych prędkościach na prostej bez trzymania kierownicy. Również na ostrzejszych zakrętach i rondach.
Zdarzyło się również specjalnie wjechać w dziure.

Stwierdzam wyeliminowanie shimmy, bicia przy skrętach oraz charakterystycznego stukania.

Ogłaszam wszem i wobec, że nowe łożyska perfekcyjnie zdają egzamin.


22 marca 2014

Trasa próbna III.2014

Był 20 kwietnia, gdy Monia wyszła ze szpitala po trzydniowej obserwacji.  Odstawiłem ją do domu - wszystko było posprzątane, po zakupach i z jedzeniem w lodówce. Standard All Inclusive :)
Nikt nie powie, że siedzenie na oddziale cieszy i można tam wypocząć, dlatego też wróciła niesamowicie zmęczona i zmarnowana. Potrzebowała dużo odpoczynku. Mogłem skorzystać z okazji. Jako, że była piękna pogoda, a wiedziałem, że sen zajmie jej minimum z 3 godzinki, około 15stej poszedłem do garażu na sprawdzenie i umycie maszyny.

Wypucowałem ją, ubrałem się w kombi i poleciałem w kilkukilometrową trasę w celu sprawdzenia i przyzwyczajenia się do jazdy jednośladem.

Udałem się na lotnisko porobić kilka slalomów i ósemek.
Minąłem w drodze motocyklistów i powitania znów spowodowały napływ euforii... tak jest - właśnie tak pachnie wiosna 2014 :)

Po dotarciu na pas startowy przy sprawdzaniu moto na prostej zrobiłem kilka szybszych zawrotów - i co mnie zdziwiło?
Coś piszczało podczas jazdy, podniosłem szybę by więcej słyszeć. 
Nasłuchiwałem naprawdę intensywnie - wyszło na to, że podczas zamkniętego kasku stłumiony dźwięk pisku okazał się najzwyczajniej - śpiewem ptaków z pola :P
ALE, coś było nie tak, odczuwałem stukot na kierownicy - sprawdziłem i żaden ptak się nie wkręcił w koło:)

Stukot miał dziwne natężenie bicia, mianowicie podczas prędkości po prostej 60-100km/h powodował lekkie shimmy.
Sprawdziłem szarpanie na zakrętach, moto lekko wężykowało.

Bałem się, że to łożysko główki ramy więc podwyższyłem poziom ostrożności.
Wyjechałem na drogę w stronę szczecina, by sprawdzić jak zachowuje się na dobrej powierzchni - powyżej 100km/h było akceptowalnie. Mimo wszystko psychicznie już miałem blokadę.

Wróciłem do garażu.
Najpierw oparłem koło w rogu łączenia ścian i zacząłem szarpać kierownicą - nic się nie działo strasznego. Lekkie pukanie, ale bez luzów na kierownicy.


Wystawiłem moto na środek stawiając na centralnej stopce i z wyprostowaną kierownicą szarpałem za lagi.
Stukot nasilił się, dochodził z okolic przedniej ośki.


Z tego co mogłem zauważyć to na 95% rozpieprzyły się łożyska przedniej osi.

Wróciłem do domu, śledząc fora i oglądając propozycje i filmiki na youtube.
Zadzwoniłem do znajomego - potwierdził.
Dodatkową cenna uwagą było to, ażebym sprawdził, czy podczas jazdy koło przy osi się nie grzeje. W tym wypadku zabieg wymiany łożysk powinien mieć wysoki priorytet.

Nazajutrz pojechałem moto do pracy, po 11km sprawdziłem grzanie - nie było oznak i dało radę jeździć więc po pracy o 16stej ustawiłem się z Lewym i Dawidem na trasę około 200km.

Ze Stargardu z Lewym do Chociwla, tam zgarnialiśmy Dawida. Kierunek Węgorzyno oraz Drawsko. Cel osiągnięty.
Powrót już był trochę gorszy. Przed wyjazdem z Drawska chmury przekształciły się w złowrogie czarne pierzaste kłęby.

Doszliśmy do wniosku, że najzwyczajniej czas się pospieszyć. W Węgorzynie zaczęła się ulewa i wichura. Na stacji benzynowej zarzuciliśmy kominiarki i każdy podopinał zamki w kurtkach.

W trasie ciężko było utrzymać kierownice, tak mocno wiało. Musieliśmy jechać wolniej. Niebezpiecznym suplementem do tego stanu był fakt, że wszystkie TIRy jeździły w zawrotnym tempie, ponieważ był piątek... ostatni dzień kiedy w tygodniu mogą się poruszać.

Dawid wyrwał mocno do przodu razem z Lewym.
Ja natomiast zaraz za pierwszym rondem musiałem się zatrzymać na poboczu - wydawało mi się, że coś spadło mi na nogę.
Zerknąłem na plecak na baku, był otwarty - pierwsze co pomyślałem " Kurwa, portfel!"

Sprawdziłem natomiast zawartość plecaka, wszystko było OK, widocznie to tylko takie odczucie, jednak dzięki niemu, mogłem poprawić moją nie uwagę.

Zdążyło wyprzedzić kilka aut i 2 tiry... niestety.

Jazda za tirami skutkowała wielką ilością zrzutu w moim kierunku mokrego syfu z powierzchni jezdni. Śmierdziało im z wydechów niemiłosiernie.
Zapach drażnił nos, a w dodatku pogoda kompletnie nie pozwalała na wyprzedzenie, przy ich prędkości prawie 100km/h.

Jechałem cierpliwie z pokorą i myślą, że nie istotne jak mokry to jednak muszę wrócić cały. Wymijające pojazdy chlapały na mnie wodą i tworząc podmuch powodowały u mnie lęki. Na okrągło wycierałem szybę kasku. Wpadałem w kolejny... Pogoda była paskudna.

Dojechałem do Chociwla - tam czekał na mnie Lewy, zatrzymaliśmy się razem pod dachem nieczynnej już stacji benzynowej, po czym zakomunikował mi, że zawilgotniała mu elektryka... Moto traci obroty i gaśnie.

Po odczekaniu kilku minut i sprawdzeniu ekwipunku wskoczyliśmy na siodła i lecieliśmy. Deszcz nie przestawał lać, na szczęście wiatr trochę się uspokoił.
SV jadąc przede mną miało nienaturalne odruchy . Szarpał, zwalniał lub jechał równo, nagle wystrzelał jak z procy do przodu to znów zwalniając... Dobrze, że nie tańcował piruetów.

Zachowałem większy odstęp - dojechaliśmy do Stargardu. Zmarznięci i przemoczeni. Wymieniliśmy szybko kilka uwag na temat jazdy i każdy rozjechał się do domu.

Jedyne o czym marzyłem to ciepła kąpiel i kubek gorącej kawy...
Tak tez uczyniłem, w podanej kolejności, po czym usiadłem przed kompem w celu zamówienia dekla i łożyska...

3 marca 2014

Przygotowania do motocyklowania 2014 cz.1

W dniu dzisiejszym zakończyłem pierwsze przygotowania do motocyklowania :)

Etapy pracy i wymiany dotyczyły tu większości podstaw,ale bez fajerwerków bo planuje przeżycie tego sezonu w trybie podstawowym w odniesieniu do motocykla, a tryb wysoce zaawansowany zostawiam dla rodziny.

Przed wczoraj wymieniłem olej i filtr. Troszkę to zajęło bo okazało się, że pas do filtra który pożyczyłem nie ma racji bytu ze względu na dojście. Problemem był kolektor wydechowy umieszczony w taki sposób aby zasłonić puszkę czyszczącą olej.
Pierwszy więc wyjazd po niezbędne artykuły przy pracy odbył się 30 min po walce z rozbiórką motocykla. Zabrakło typowego okrągłego klucza do filtra. Kierunek -> do Tomasa.
Po przyjeździe wyszedł kolejny brak, czyli zestaw lepszej jakości kluczy (przedłużki najbardziej) bez których jednak ciężko przychodzi odkręcanie spustowej nakrętki oleju jak i samego filtra. Dlatego też drugi wyjazd ukierunkowałem do Lewego.

Czas poświęcony na samą wymianę to ok. 30 min.
Dodatkowo założyłem nowy akumulator. Zima nie była łaskawa dla starej sztuki.
Przekręciłem kluczyk, zamknąłem obieg PSTRYK -> pali za pierwszym strzałem.
Maszyna zagadała. Przyjemny dźwięk. Już wyczuwam wiosnę.



Nie ubłaganie przyszedł czas na łańcuch. Napęd to prawdziwa walka i zjadacz czasu. Niektórym wydaje się to śmieszne, ale całość trwała prawie 6h.


Znajomy z pracy zaproponował mi, że po zmianie oleju mam do niego podjechać na wymianę napędu. Kupił zakuwarkę i za drobną opłatą doprowadzi napęd do porządku. Miało to swój sens.

Wystartowałem około 10:30 w sobotę (08/03). Przyjechałem do Menia, rozłożyliśmy moto, pogadaliśmy z jego ziomkami który buszowali już od rana w garażach. Nie wszyscy na trzeźwo. Niektórzy dopiero wyłazili z aut po ciężkich nockach chociażby dlatego, że.... po imprezie nie wiedzieli w sumie jak sie tu znaleźli :)

Owiewki na bok, dekiel również. Dużo syfu, ale co się dziwić gdy łańcuch jest tu chyba od nowości - nikt nie zmieniał przez cały przebieg, który nie jest wielki bo to około 30 tys KM.

Podczas mycia dekla, wyszedł problem, ponieważ po ściągnięciu zaślepki od ślimaka wysprzęglającego posypały się kulki. Ciężko znaleźć tego typu łożysko więc muszę zakupić najprawdopodobniej cały nowy dekiel. Temat został sprawdzony w sklepie i serwisie - brak dostępnej części. Pozostały portale z ogłoszeniami.




Łańcuch rozkuty za pomocą nowego nabytku.
Mogliśmy go przeciąć fleksem! Oczywiście, było by łatwiej. Niestety nowy garaż nie jest wyposażony w prąd. 
Po łańcuchu przyszedł czas na ściągnięcie małej zębatki, koła i dużej zębatki - kilka zdjęć poniżej.

Czas na łańcuch oraz zębatki i koło oraz + czyszczenie elementów to około 2h.








Nowe zębatki wskoczyły na odpowiednie miejsca, włożyliśmy koło i zarzucilismy łańcuch.
Zakuwarka "zrobiła resztę". Dość precyzyjna robota w którą trzeba włożyć trochę siły. Poprawiliśmy naciąg. 








 

Wszystko wydawało by się gotowe :) ... właśnie... wydawało by się.

Zrzuciliśmy moto z centralnej stopki, przekręcamy kluczyk - dziwne. 
Brak lampek informacyjnych na panelu. W ogóle brak prądu. Przecież dopiero co zamontowałem nowiutki aku.

Zaczęliśmy sprawdzać wszystkie możliwości - bo przecież nikt z nas elektryki nie ruszał.

Meniu doszedł do wniosku że skoro nie ma prądu to albo bezpieczniki albo stacyjka. ZŁOŚLIWOŚĆ RZECZY MARTYWCH !! Cholera... tak nie może być.

Już miałem wsiadać na moto a tu takie akcje ? Szczególnie, że on na lekkim kacu i jeszcze zbliża się godzina obiadowa.

Bezpieczniki w puszce głównej sprawne. Kostki sprawdzone i nasmarowane.

Kombinowaliśmy, przekładaliśmy, sprawdzaliśmy multimetrem.

Padł pomysł, aby użyć drugiego kluczyka do moto ze względu na to, że ten mógł się wyrobić, lub nie przesuwał wszystkich zapadek... ewentualnie po prostu stacyjka się spaprała. Dziwiłem się, ze mogło się to stać tak nagle - ale nie dyskutowałem.
Pojechaliśmy po zapasowy klucz. Wróciliśmy, sprawdzamy - nie działa...  
Po takim czasie każdy głodny, teraz nerwy - miało pójść gładko a tu przysłowiowy "chuj"!

Po prawie 2,5 h szukania, jeżdżenia, dzwonienia do elektryków, Meniu przypomniał sobie o jeszcze jednej kostce w której są bezpieczniki.

EUREKA! Tego nie sprawdzaliśmy - główny, pierwszy bloczek tylko z jednym 30A bezpiecznikiem... 

JEST! Winowajca!

Spalony, aż miło. Z Andrzeja zeszły kolory złości i nagle rozweselił się rzucając wiązankami bluzgów na prawo i lewo :) ale chociaż z uśmiechem na ustach.

Zamieniliśmy bezpiecznik - złożyliśmy moto, sprawdziliśmy wszystkie śruby.

Jazda próbna - prędkość do max 60tki, co by nie rozpieprzyć nowego łańcucha.
Skrzętnie słuchałem odgłosów, sprawdzałem reakcje na dodanie i odejmowanie gazu... jest perfecto! Charakterystyczne "mlaskanie" łańcucha dało o sobie znać.
Będzie żył.

Na zakrętach i na prostych nie szarpie, nie rzuca. Teraz czuje się dużo pewniej.


Wróciłem do garażu, potwierdziłem dobre wykonanie roboty. Poprawiliśmy dla pewności śruby i dałem już mu spokój. 
Po wczorajszym melanżu i dzisiejszej pracy był już wykończony. Ja również miałem serdecznie dość.

Szybka runda po mieście i do garażu... 

Na dziś koniec...


24 lutego 2014

Ale, ale, ale... czyli rozkmina z początkiem 2014.




Wszystkie głosy, sugestie, budżet a raczej jego deficyt i sploty wydarzeń upierały się ochoczo oraz zmuszały mnie by zapomnieć o sezonie motocyklowym w 2014.
W roku ubiegłym decyzja o sprzedaży Suzuki została podjęta w oparciu o szczytny cel. Ogłoszenie umieszczone wisiało na jednych ze sławnych portali.
Czekałem, odpowiadałem na zadawane mi pytania, odpisywałem na maile, odbierałem telefony, umawiałem zainteresowanych – którzy de fakto nigdy się osobiście nie pojawili.
Raz nawet z Lewym podczas remontu pokoju dla dziecka, znaleźliśmy moment i usilnie przy chyba -10C staraliśmy się odpalić Gixa po trzykrotnym ładowaniu akumulatora. Próby spełzły na niczym, więc po kilku godzinach około 24ciej, specjalnie dzień przed umówionym klientem odpalaliśmy już moto na baterii z SVki. Sąsiedzi na pewno nie byli zadowoleni z czasu działania, ale cel uświęca środki. Niestety klient nie przyjechał. Ot, co… taka sytuacja.
Nie twierdze, że się nie starałem go sprzedać. Nie śmiem twierdzić również, że gdzieś w środku czułem, że to się chyba nie uda – nie była to kwestia ceny :)

Oczywiście w między czasie padało milion dziwnych pytań:
- Sprzedam go... ale dziecko to nie koniec świata i nie powinno blokowac mi marzeń które już trzymam w garści.
- Zniżę cenę bo można szybciej sprzedać ... ale zaraz sezon, będzie łatwiej i mam czas, a czas to pieniądz.
- Zostawię sprzęt... ale czy napewno będę jeździł rozważnie ?
- Będę wykonywał tylko krótkie trasy do pracy, żeby zonie samochodu nie zabierać... ale czy przy powrocie do domu nie zrobię małego kółka o średnicy 50 km?
- Części nie kosztują wiele ... ale co gdy mała będzie potrzebowała budżetu bardziej niż Gix ?

Bla, bla, bla...


Nadszedł luty z uderzeniem ciepła i okryciem wrażenia pełnej wiosny. Jak to stwierdził kolega „mrówki wylazły na powierzchnie, zimy już nie będzie” Pierwsze motocykle wyjechały na ulicę kusząc swoimi dźwiękami.
Starałem się znacznie lekceważyć otoczenie, lecz w ubiegł weekend podczas spaceru na wysokich obrotach przeleciała koło mnie żółta CBRa. 
Przeszło przeze mnie elektryzujące uczucie chłodu oraz ciarki. To był ten moment… gdy doszedłem do wniosku, że jeżeli nie opchnę konia do końca miesiąca to sezon na motocyklu zacznę – ewentualnie go nie skończę, oczywiście z powodu sprzedaży. Innych wydarzeń nie dopuszczam do myśli.

Wiele czasu nie brakowało, aby rozejrzeć się za częściami. W końcu już kilka elementów trzeba wymienić jeszcze z powodu poprzednich właścicieli.
Napęd zamówiony (zębatki JT + łańcuch Rk), lada moment odbieram też baterie firmy Varta.
Jak co sezon należało by zmienić olej wraz z filtrem. DOT 5.1 był wymieniany w poprzednim roku, sprawdzę tylko kolor, ale ten sezon powinien jeszcze spokojnie nadać się do użytku. Szczególnie, że cała zima spędzona pod przykryciem w suchutkim garaży przy plusowej temperaturze około +2C.

Teraz Tomaszek załatwi mi u swojego kolegi usługę wymiany napędu i… przy pierwszej dobrej okazji trzeba sprawdzić maszinu!!

27 października 2013

Słaba statystyka z powodu szczęśliwego doświadczenia

Witam i żegnam na dłuższy czas.

Przyznaje szczerze, że nie uczęszczałem ani na motocykl ani na bloga od około 6 tygodni z powodu natłoku ciekawych informacji, różnorodności zdarzeń i pracy.

Wszystko się zmienia jak w kalejdoskopie. 

Początkowo był plan sprzedaży motocykla i zamiany na SRADa. Docelowo ciągle plan jest aktualny, ale temat zamiany muszę odłożyć na czas późniejszy.
Gix stoi do sprzedaży nadal, bo szkoda by było gdybym zamroził gotówkę przy pomyśle wymiany na inny, szczególnie gdy jeszcze stoi w cenie.
Wymyty, wyczyszczony, wypieszczony...

W czasie przerwy było trochę pracy i obowiązków rodzinnych, ale o tym nie ma się co rozdrabniać, po prostu życie.

 


Kilka miechów temu była fajna pogoda, można było skorzystać z wakacji. i faktycznie udało się skorzystać. Więc zamieniam obowiązek jednośladu na rodzicielski ponieważ wstępny termin nowego "cacka" wypada na 8 kwietnia




Więcej pisać nie muszę... przezimujmy to wszystko na spokojnie i do zobaczyska wkrótce!

PS początek sezonu zacznijcie  z głową !!


LWG

6 września 2013

Czas na pas

Piątek rano po przebudzeniu miałem jakieś takie poszarpane myśli. Coś bym zrobił, ale nie wiedziałem co.
Poranek był w sumie rześki, pełen mocy atomowej :) w końcu PIĄTECZEK!



TAK JEST! Piątunio.

Więc jak co dzień rano -  papa poszła do umycia, lajtowe śniadanie, wyprawka dla żony i dalej mam 15 min do wyjścia :) TV na wiadomości nie włączam, wiec myślę co tu jeszcze ogarnąć.

Mam! po prostu podniosę rolety. Po kalkulacji zajmie to jakieś dodatkowe 3-4 min.... ale, ale! Mój drogi, co to się porobiło? Słońce? Data wrześniowa z rana gdzie to spokojnie można nasikać gimbusowi na plecak -  06/09/2013    6:23    jasno, chyba ciepło i słoneczkoooooo??? Excellent!

Plan sam wskoczył na banie... zabieram moto, strzele parę kółek po mieście przed pracą dla mocniejszej pobudki, zaciągnę zapach spalin i na 8h do roboty :) może później krótka trasa ?

Dość myślenia, czas działać.
Do zrobienia kilka akcji:
- SMS do kierowcy że z nim nie jade  - OK
- Spakować plecak do roboty z żarciem, identyfikatorem i butami - OK
- Klucze, kurtka, kask, łapy - OK

6:30 wychodze. Zszedłem na doł, było ciepło- gdy wiatr nie wiał :)
W garażu czekał Gix, wyprowadzony odpalony zaczynał się grzać. Założyłem resztę ubioru, zapiąłem zamki i w drogę. Mam 20min, czasu mnóstwo. Zawinąłem 2 razy po mieście większe kółko i pojechałem przez Broniewskiego do roboty.

Prace drogowe nad stworzeniem ronda przy ul. Różanej dalej trwają i powstają potężne korki. Do tego jeszcze ruch wahadłowy.




Ale każdy zna możliwości dwukołowców, wcisną się wszędzie. Wyminięcie aut przy komendzie do mostu + przejazd do świateł udało się zrobić tylko z jednym przystankiem. Gdy czekałem cierpliwie na swoją kolej nuciłem sobie  Hallowed be thy name grupy Iron Maiden stukając obcasami o asfalt... Tak samo jak cierpliwie stałem, tak samo cierpliwie marzłem... Nie było jednak tak ciepło jak to sie wydawało z perspektywy siedzenia w domu za szklaną tarczą.

Poprawiłem kurtkę, sprawdziłem koszulkę i bluze - na szczęście w spodniach. Przyszła do mnie myśl:
Kolego... czas chociaż na pas.


Na wylocie trasy prowadzącej do lotniska depnąłem sobie około 140, w jeansach + kurtka tekstylna.

I co ? Przydało by sie coś pod spodnie, kurtke i jednak pas... Tak jest, pas nerkowy to nie byle gówniany gadżet. Cholernie przydatna sprawa. A o tym jeszcze bardziej przekonałem się jak już dojechałem pod prace. Łapy chłodne, plecy zmarznięte, w krzyżu czuć zmrożenie - może to tylko ból po wczorajszym treningu? nie wiem, okaże się wieczorem.

Dupsko zmarznięte... ale jaka frajda :) 


 






























Przed pracą :)


PS Trasa powrotna ze względu na korki jak już wspominałem w sumie wygląda tak :)