18 maja 2013

Baltičko more - Kołobrzeg

Sobotni trip (18/05) z żoneczką stał od samego rana pod dużym znakiem zapytania.
Ze względu na zmienną i dość chłodną poranną pogodę chcieliśmy niemalże odpuścić w ogóle wyjazd gdziekolwiek.  W planach pozostało tylko umycie maszyny i drobne sprzątanie w garażu.

Kierowałem się do jaskini, więc przy okazji wyszedłem ze śmieciami... i chyba za długo siedziałem w domu bo nie zauważyłem kiedy się przejaśniło i ociepliło. No chyba, że stało się to tak błyskawicznie.

Szybka zawrotka na górę z oznajmieniem, że pogoda sprzyja wyjazdowi.

11:30 telefon do Lewego czy jedzie z nami nad morze. Jego druga połówka została w pracy więc nie pojechał... bo jednak we 4 raźniej.

Mina Moni zrzedła, miała nadzieje na wspólnego tripa, a teraz myślała że nie pojedziemy wogóle... co nie pojedziemy? My?!

Kombi na grzbiet, do jaskini po konia i nakarmić go benzyną.

12:30  Było ładnie, ~29 stopni, pełne słońce, niewielki wiatr.

Wyruszyliśmy do prawie Kołobrzegu, prawie bo kilka km przed miejscowością, zatrzymaliśmy się na obiedzie nie daleko wioski Siemyśl u Moni siostry - Anny i tam już zostaliśmy. Trasa fajna, nie wymagająca. Ocenić można z pewnością na 7/10. 

Po drodze zauważone tylko 2 

Mankamentem jest natężenie ruchu. Mianowicie w sobotę o tej godzinę w ładną pogoda sznury samochodów z dwóch stron. Nie ma potrzeby ryzykować wariackim wyprzedzaniem, mieścić się na milimetry by być 15min wcześniej. Jest ładnie, przyjemnie - delekta.

Ładny asfalt, kilka fajnych zakrętów no i oczywiście fotoradary, bo jakże by inaczej.

Kilka ciekawych manewrów. Raz mocno się zdziwiłem, gdy wyprzedzałem cały sznur samochodów i w połowie jeden również zaczął manewr, tyle że dynamicznie na mojej wysokości. Mało nie zepchnął nas do rowu... ale obyło się bez szwanku.

Na miejscu co się działo to się działo :) powrót był piękny.. piękny inaczej.

Około 16stej dostałem telefon od Lewego:
"nie wyjeżdżaj, mamy oberwanie chmury"
Z tego co zdążyłem zauważyć wszystkie ciemne chmury chyba szły bokiem, więc sądziłem, że bredzi. Pojechaliśmy na plaże autem bo było ładnie. Właśnie tam nad nami niebo zrobiło się czarno białe, a wiatr przynosił front zimnego i ciepłego powietrza. Można było to odczuć na skórze dość intensywnie. Fascynujące.

Zaczęło robić się ciemniej. Ochłodziło się znacznie. Drugi telefon od Lewego:
"Już lepiej, możesz jechać"
Pomyślałem, że chyba jednak poczekam bo to co teraz idzie to właśnie ze Stargardu.

Po 30 min jak chlusnęło woda to nie wiedziałem gdzie mamy uciekać. Przeczekaliśmy pod daszkiem i ucieczka autem do wioski. W drodze złapał nas jeszcze 2 razy mocny deszcz.
Na miejscu zrobiliśmy kawę, przebraliśmy się bo przestało to być zabawne - jakoś trzeba wrócić do ZST.

Wpakowaliśmy się w kombi i w drogę.

Po drodze 4 razy łapała nas mżawka. Bardzo nie przyjemne uczucie, lęk przed tym, że jest ślisko, trochę paraliżował. Z palca robiłem wycieraczkę :) na szczęście nie musiałem otwierać szybki bo nic nie parowało.
2 razy stawaliśmy rozprostować kości bo chłód paraliżował stawy. Moto po mokrej nawierzchni i przy podmuchu od tirów niosącym ze sobą strugi wody chodziło jak chciało. Mało przyjemnie i jeszcze mniej fajnie wracało się te lodowate 100km.

Przyznam szczerze, że nie wskazane jest startować w taką pogodę.W kombi wieje przez łączenia tekstylne. Musilelibyśmy zainwestować w bieliznę termoaktywną. No i brak płaszcza przeciwdeszczowego na moto to poważny błąd na trasie.

Po powrocie do domu, ciepła zupka i kąpiel. Chwila relaksu nad zmęczonymi dłońmi i umysłem. Moment na przewinięcie wspomnień. 

Ze względu na ciekawość znalazłem prosty ale praktyczny przepis na jazdę w takich warunkach pogodowych.


Bogatsi o kolejne doświadczenie, szczegóły które uczą - zostały dodane do pamiętnika.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz