7 maja 2013

Ostatni dzień majówki 5.V.2013 - chyba urwałem wachacz :)

Jako, że nie zapowiadało się zbyt ciepło od pierwszego dnia długiego weekendu majowego, nie ryzykowałem kilku dniowego tripa motocyklem.

Do ośrodka nad jeziorem Żerdno pojechaliśmy z Żyłami autem - wypad mega udany, dużo ludzi, duże terenu, dziwne pomysły. Na pół alkoholowo/sportowo :) - kres przyszedł nieubłaganie w sobotę wieczorem po powrocie do ZST u Lewych na chacie przy ostatnim browarze. 
Żyłka powiedział, że przywiózł swojego Suzuki Swifta od siostry, więc przed sprzedażą chciałby jeszcze się nim przejechać.
Właśnie tu zrodził się pomysł pokatowania wszystkich posiadanych Suzuków w razie udanej pogody. Nie trwało to długo. Efekt - niedziela, ustawka na jedenastą. Zero wiary w punktualność, więc każdy wziął poprawki na opóźnienie.



9:30 pobudka, zaciągam rolety... słonecznie? Hmm, ciekawe co z temperaturą. Wylazłem boso w samych gaciach na balkon. Dziwne, wiatr lekki, istotnie ciepło jak na poranną godzinę... czas na pobudkę drugiej połówki (nie mówie tu o szklanej 40% :) jak przez ostatnie 4 dni).
Mam na to swoje sposoby więc wstała całkiem szybko- o 10tej :)

Zaczyna się krzątanie. Szybka akcja ze śniadaniem, a że dużego wyboru nie było po 4 dniach pobytu po za domem, problem z głowy. Pojedzone.
Wskoczyłem w kombi Arlena i butki Sidi. Uzbroiłem plecak w wodę, dokumenty, pęk kluczy oraz dodatki i wyszedłem do garażu, żeby nadrobić trochę czasu.

Młoda już się szykowała, więc zagrzałem moto, założyłem kask oraz rękawice i podjechałem pod klatkę. Wyszła moja gwiazda w czarnym FireFoxie. Mniam. 
Zapakowaliśmy się, o dziwo tylko z kilku minutowym opóźnieniem. Zfilowałem wskaźniki moto, wszystko działa prawidłowo... oprócz wskazówki od wachy, prawie leżała - nie jest zepsuta... wyjeździło się.

Podjechaliśmy na stację przy os. Pyrzyckim gdzie spotkaliśmy Lewych. Zatankowałem, zapłaciłem i kupiłem faje. W drogę!

Pojechaliśmy na lotnisko. 11:15, dobry czas. Żyłki już czekały w swoim Swifcie :) więc, zaczynamy zabawę.
 

Pierwsze przygotowania i sprawdzenie toru. Każdy w/na swoim Suzuki. 
Na pasach dużo kamieni, piachu, opon i innych cudactw więc pierwszy przelot był dla mnie w miarę lajtowy. Raz faktycznie wpakowałem się przy całkiem sporej prędkości w dziursko i ciesze się , że dziś jeszcze mogę pisać... serce miałem prawie w dupie.
 






Po pierwszym przejeździe czas na faje :) na odstresowanie. Poukładaliśmy sobie rzeczy w aucie i zaczęło się, jazda w jedną i w drugą z wymianą pasażerek. Nie długo było czekać gdy lewy jadąc z Anitą przypadkowo pociągnął manetką, strzelił ze sprzęgła aż wyrwało mu koło do góry. Nie wiele, ale jak to ujał " stanął na koło" :P

Kilka pości wyścigów i kontynuacji zabawy ciąg dalszy.
 
 



W końcu przyszedł czas na szlagierowy numer Żyłki.
Kierowca, strzel pare popisów na szosie... wyszło ekstra. Trochę palenia gumy, kilka zawrotów na ręcznym i JEB... wyszedł z auta i padły słowa : "Chyba urwałem wachacz". 

Na podnośnik - faktycznie, coś stuka. Ale do przodu jeździ, jeszcze wróci na kołach.

Teraz wymiana oprócz pasażerów to jeszcze kierowcy. Wypas! i jazda na zmianę.
Kilka wyścigów, śmiesznych numerów i kombinacji. Oczywiście w między czasie nie zabrakło alarmu "FAJAAA"

 











Dopadłem i zmęczyłem Swifta :) ledwo wlazłem w kombi do środka, ale co jak co - po przeskoku z moto na auto w ogóle nie czuć prędkości.







Żyłka zdecydował się poganiać na 2 kołach. Wskoczył na mój, wepchnęliśmy mu kask na banię. Dobrze wygląda na Gixie. Jak na załączonym obrazku, kask, koszulka i dresik.
Zrobił pierwszą rundę. Pierwotne wrażenie po przyjeździe bezcenne.

"Żyłka zejdź z moto" 
"Daj mi chwilę"

Patrze na niego - wielki uśmiech, nogi, całe się trzęsą, manetki zapocone... adrenalina.

Zaraz potem zrobił kilka przejazdów bardziej pewnych, zwiększył prędkość.
Po paru przelotach wskoczył na SV - widać że się spodobało. Trudno sie dziwić :) uzależnia.
 
  




Czas na naukę Moni.

Lewy podjął się wyzwania. Skrzętnie wytłumaczył gdzie gaz, sprzęgło, jak działają biegi. Odpalił jej moto, wrzucił jedynkę, po czym bardzo spostrzegawczo Anitka zauważyła:
"Pokaż jej gdzie się hamuję" :)

Po tym właśnie doszliśmy do wniosku, że najpierw spróbują na wyłączonej SV.
Lewy uczył jej balansu bez odpalania na swoim, bo Gix jest zdecydowanie dla niej za ciężki. Po za tym nie dostaję stopami do gleby.
Pchał SVke po lotnisku... zrobił dobrych paręset metrów, bez skutecznie. Na wszystko przyjdzie czas. Kupa zabawy i śmiechu. 







Zabawom czas końca przyszedł nagle. Zaraz 13sta. Lewy do domu, Anita do pracy.

Żyłki na zmianę auta, bo pojechaliśmy sobie jeszcze nad jezioro Grabowo, oczywiście -> na faję. Fajna trasa, zdecydowanie polecam.

Godzinę później siedzieliśmy już w domu, głodni i zmęczeni :)

Bardzo udany wypad! oby takich więcej.

Po tym jak namiętnie Żyłka użytkował dwukołowce oraz po tonie głosu Eweliny nie będzie trzeba długo czekać, aby byli kolejni na dwóch kółkach.


Zakończone cało, bezpiecznie i szybko.

Kolejny wypad trzeba zrobić już na trasie, jazda na lotnisku przestaje bawić, chociaż teren dojazdowy jest bez zarzutów.

 
Środa i czwartek mam jazdy jeszcze na nowym placu, w poniedziałek 13/05 egzam.

Relacja z ostatniego egzaminu to 1 osoba zdała na 10... będzie ciekawie.  


LWG!
 


1 komentarz: