17 listopada 2012

Egzamin cz.1 ... bo Monia miała rację

Zostałem umówiony z Lewym w końcu na egzamin!
długo trzeba było czekać, ale niestety gdy przyszło co do czego to...

Nie zdałem... nigdy o tym nie słyszałem, nigdy się z tym nie spotkałem i trafiło to właśnie na mnie.

Egzamin teoretyczny zdawałem na szczęście na starych zasadach bez problemu - żadnego stresu.
Później spokojnie poszedłem odczekać swoje, aby wywołali mnie na egzamin praktyczny.

Zaczyna się

Spotykam się z egzaminatorem, patrzy na mnie i mówi "Proszę przygotować się do egzaminu"

Stoję, czekam.

On pyta"Czy już?" ja na to "tak".

NAGLE Pada pytanie gwóźdź"a gdzie Pańskie okulary? bo wyraźnie mam napisane w dokumentach kod na okulary".

Zamurowało mnie, po prostu uszło ze mnie życie... specjalnie ich nie brałem bo parują jak jasna cholera w kasku przy okazji tych temperatur i to jeszcze w kominiarce. Z bólem serca mówię mu, że mam soczewki, ale żona jest na zewnątrz i da mi okulary za 2min.

Skwitował krótko : "Czy myśli Pan że ja mam czas czekać? inni kursanci muszą odbyć egzamin. Żegnam. Egzamin nie zaliczony".

Serce mało nie wyskoczyło mi z klaty. A jakbym tak najzwyczajniej po ludzku powiedział, że muszę usiąść na kibel to co? kazał by mi się zesrać w gacie w imię słuszności jego czasu oraz egzaminu ?!
Krzyknąłem żeby poczekał, gdy on chował sie do swojej kanciapy.

Nie miałem jak wyjść, więc pobiegłem tak jak wjeżdżają Lki, zadzwoniłem do żony, podjechała i dała mi okulary - akcja na ciśnieniu trwała dosłownie 5 min.
Wszystkie drzwi zamknięte, więc znów pobiegłem droga dla eLek tym razem pod prąd.
Znalazłem egzaminatora, który już miał następnego kursanta i zadyszany pokazuje mu okulary kaszląc i mówiąc, że już je mam, mogę przystąpić...
Słyszę "przykro mi, już zatwierdziłem w systemie".

Zacisnąłem pięść i mało go nie skatowałem, ale jedyne co mnie powstrzymało, to zarząd który mieścił się w tym samym budynku.

Wybiegłem z placu, wpadłem na pierwsze piętro gdzie były jedne drzwi otwierane elektronicznie.
Waliłem w nie jak opętany, wybiega kobieta i pyta ci się stało.
Po wyczerpującej opowieści powiedziała, że strasznie jej przykro ale "on już nacisnął i już nic nie da się zrobić".

Nadzieja umarła. Wracam jak zbity pies wkurwiony na cały świat myśląc o tym co powiedziała mi rano Monia : "na egzamin w soczewkach?. Ty zawsze jeździłeś w okularach, weź je ze sobą".

Jak widać nie zawsze, mogłem wziąć je do kieszeni, ale lęk przed wywrotką na motocyklu spowodował, iż odłożyłem je do auta. 

Kolejny egzamin w Mikołajki, pocieszam się, że może zrobią mi prezent tego pieprzonego 6 grudnia!

Wyrywając resztkę włosów z głowy, wyzywając się od idiotów wracam pokonany przez system do domu.


Czasem Monia mądrze gada...


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz