16 października 2012

Ofiara przedniego koła

Nauka jazdy na motocyklu - niebywała zabawa!
Zalecam każdemu chociaż wypróbować.

Niestety, jest październik, jeszcze ciepło w ciągu dnia, chociaż wieczorny chłód przeszywa ciało podczas podróż po miejskiej dżungli.
Co prawda sama adrenalina grzeje odpowiednio niczym niedźwiedzia skóra, no ale ciuchy w których jestem to zwykła kurtka alaska, spodnie bojówki no i to co sobie sam kupiłem + oczywiście jakieś ochraniacze rowerowe, które dostałem ze szkoły. WOW.

Początki nie były szczególnie trudne. Sprawdzanie czynności przed ruszeniem, przesunięcie motocykla, pierwszy bieg, ruszamy do przodu.

Po kilku razach jazdy prosto mogłem w końcu wrzucić bieg drugi, w kolejności trzeci - nie więcej :) 40km/h  przerażająca prędkość.

Miło.

Ósemka, szału nie robi, chociaż strasznie nie podoba mi się nawierzchnia na jakiej jest wynajęty plac.
Praktycznie jest to kawałek nierówno położonych płyt po której skacze motocykl.
Wydaje mi się to niebezpieczne, ale jak stwierdził mój instruktor "jeszcze nikt się tu nie zabił"
Skoro tak? to w porządku :)

Robię ósemeczki, któryś raz z kolei, wydaje mi się , że opanowałem. Więc dla odmiany wyjeżdżam zrobić sobie krótką przejażdżkę na wprost bo zamkniętym terenie.


Fajnie.

Zaraz obok mojego placu jest miejsce na łuk dla samochodów osobowych, ktoś wjeżdża i tam trenuje. Nie przeszkadza mi to.

Wracam i znów to samo.

Motocykl na linie, sprawdzić czynności, przesunąć, upewnić się czy mogę ruszać.
Wjeżdżam na ósemke, wykonuję jedną póżniej drugą.

Ale co się dzieje? w miejscu łączenia płyty był uskok o wysokości około 8cm.
Gdy zjeżdżałem ze skręconym kołem, motocykl jakby wyślizgnął mi sie z pod nóg, ja natomiast zamiast nacisnąć spokojnie hamulce, w efekcie odbiłem dźwignie, pociągnąłem manetkę w dół....

Czas zwolnił,  wszystko stoi w miejscu, a po mojej głowie chodzi soczyste i jakże wymowne "KURWA, BĘDZIE BOLAŁO"

Czas przyspiesza, jeb - stało się.

Motocykl wyskoczył mi z pod dupska i poleciał w prost na instruktora, który oczywiście jak suberhero stał w miejscu pomiędzy łukiem i moją ósemką.
Nie wiem czy chciał ubezpieczać samochód żeby go nie uszkodzić? Czy też może chciał mnie ocalić?

Nie wiem.

Wiem jedno, przednie koło motocykla wjechało w nogi, stanęło na stopie.
Nogawka i jego but zwinęły się tak nie naturalnie, że oczami wyobraźni widziałem "Chłop ma po nodze, złamana".

Niewiele nie myśląc i jeszcze mniej mogąc dopadłem się do przedniego koła, wyrywając je z jego nogi. Patrzę na niego, on na mnie. Konsternacja.

Pytam jak noga, a on tylko "modliłem się do Boga, żeby wszystko było w porządku no i chyba jest".

Odetchnąłem.

Jedyne straty i obrażenia jaki zostały odniesione to jego but i podeszwa. Po prostu się rozkleił, chociaż na kolejnych jazdach wypomniane mi to zostało kilka razy. Bo przecież mój mentor w tych butach to z 5 lat chodził :) ale nie chciał abym mu je odkupił.
Co lepsze, kazał mi się uczyć na takich błędach i nie zrażać się na dalszych lekcjach gdyby znów coś takiego się zdarzyło.

Jedno doświadczenie więcej na garbie - nie panikuj. Pierwsza nauczka na przyszłość. Jeździmy dalej.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz