Z myślą o kosztach naprawy i z samych nerwów już nie mogłem spać, w pracy przeglądałem fora, sprawdzałem tylko godzinę, aby uciec w mój prywatny świat smaru, brudu i benzyny. Zabrzmiało to trochę jak zwierzenie człowieka z książki "Dzieci z Dworca ZOO". Każdy wie o co chodzi i ma swój nałóg - a to dopiero początek.
Po pracy, załatwiłem szybko kilka spraw, pojechałem po Andrzeja, zabraliśmy torbę z narzędziami... ciężka :) przyda się.
Godzina 17:00
Po drodze zakupione piwko, co by praca się nie ślimaczyła.
Tylko po jednym, bo w ogóle nie pójdzie :)
Cały garaż czysty, miejsca dużo, moto rozkręcony, owiewki ściągnięte. Gix czekał na swoich oprawców - jeszcze nam za to podziękuję basowym dźwiękiem.
Pssst.. przyjaciel Żubr otwarty, pierwszy łyk i do roboty.
W ruch poszły klucze i śrubokręty. Gumy odłączone, linki poluzowane, ściągnięte. Gaźnik wygląda jak gaźnik, dupy nie urywa. Pytanie tylko dlaczego nie chce działać.
Ściągamy go. Czas na rozbiórkę.
Na marginesie to nie róbcie takich akcji w garażu - powinno się gazior rozkładać w sterylnych warunkach! Mojemu chyba już nic więcej nie zaszkodzi ;]
Żeby nie było za lekko, wszystkie śruby zapieczone, WD40 nie specjalnie penetruje te starocie. Po kilku próbach część z nich odkręcona, reszta została nacięta i odkręcona płaskim śrubokrętem. Części posegregowane.
Startujemy myju myju. :) Szmatka, benzyna i malutkie kluczyki imbusowe...
A o to co znalezione zostało w środku, zmielona na pył rdza z wodą, olejem i benzyną. Istne błocko, aż wypadło z pod dekla. Czyszczenie ewidentnie się przyda, a może nawet pomoże :)
Niestety więcej zdjęć już nie mam. Ręce ciągle brudne i brak czasu nie pozwoliły na wizualne relacje.
Wyczyściliśmy wszystkie dekle. Przed złożeniem pojechałem po nowe śrubki bo przecież tego złomu nie dało się użyć. Detale w środku posprawdzane i wymyte - iglice, zaworki, uszczelki...
W trakcie zlewał się już olej z michy i obciekał filtr, ponownie sprawdziliśmy kranik. Działał bez zarzutu. Wacha leciała i to czyściutka, tak, jak być powinno.
Gaźnik wymyty, wsadzony na odpowiednie miejsce. Zajęło to prawie 3h.
Godzina 20:00
Zaczyna się ściemniać. Dodatkowa lampka z żarówką 100W załatwia sprawę.
Wszystko podłączone, świeży olej zalany, włączamy swobodny dopływ żeby zapełnić gaźnik. Odpala bez problemu :) radości nie ma końca. Chodzi nie równo bo nie był regulowany, raz na 3 raz na 4 gary... ale działa.
Moja ciekawość nie ma końca, strzelam ciągle pytaniami do Andrzeja, co jak działa, jak zapobiegać, sprawdzać, naprawiać.
Jednak pada pytanie: "a jak sprawdzić czy wszystkie komory dobrze pracują na złożonym moto?"
Andrzej długo nie myśląc złapał za WD40 i pokazuje mi kolektor wydechowy. Psikał na każdą z rur począwszy od czwartej.
Czwarty - po psiknięciu, smród spalenizny, dymek - ulotniło się. Elegancko nagrzany, działa.
Trzeci, to samo.
Drugi również.
A po pierwszym spływa jak po kaczce... jest zimny,a to jest co najmniej dziwne. Może zawiesił się pływak? Popukaliśmy, postukaliśmy, nic.
Odkręciliśmy śrubkę od spodu która jest odpowiedzialna za wysuszenie dekla z paliwa w gaźniku - sucho, nie leci.
Denko odkręciliśmy, poprawiliśmy wszystko, przykręciliśmy raz jeszcze, odpaliliśmy i... dostał takie ciśnienie, że zaczęło pryskać wszędzie wachą z pod tego właśnie dekla.
Upieprzony motocykl, my też, wszędzie śmierdzi... robi się coraz później, przestaje być śmiesznie. Jesteśmy chyba coraz bliżej celu :P
Wymontowaliśmy go raz jeszcze, przykręciliśmy ponownie po sprawdzeniu i dalej to samo - 3 razy w ten sposób, w końcu wyciągnęliśmy go znów.
Demontaż całości, montaż. Skręcony ponownie, włożony "na krótko", podłączony pod bak, ale bez filtra powietrza - odpalony... widać, że pierwsza komora nabiera benzyny, ale już nie przecieka na zewnątrz dekla.
Czas poprawić zamykanie zaworka i sprawdzenie gniazda.
Rozmontowaliśmy te części, przedmuchaliśmy i znaleźliśmy coś co przeoczone zostało pierwszym razem. Uszczelka, cała uwalona białym nalotem, gniazdo zaworu również całe brudne.
Papier ścierny pomógł w gnieździe , a benzyna wspomogła uszczelkę. Poprawiliśmy również domykanie pływaka, gnąc o mikrometry małą blaszkę.
Zamontowaliśmy, znów się napełniało, więc poprawiliśmy jeszcze raz blaszkę od zamykania pływaka...
Godzina 23:40 - to miała być ostatnia próba - jeżeli to nie pomoże podziałamy jutro.
Ostatnie zapobiegawcze przetarcie wszystkiego, podkręcenie, sprawdzenie czy pływak domyka zaworek.
Skręcone, podłączyliśmy jak poprzednio. Trzymałem bak w górze, natomiast na wolnym dopływie Endriu zalewał gaźniki.
Cicho, sucho...
Czyżby?! nic nie cieknie?! pierwsze uśmieszki - odłożyłem bak na miejsce.
Śrubką z dołu sprawdziliśmy czy paliwo znajduje się w deklu - jest... dalej się nie przelewa. Sukces ?
Czas na odpalenie.
Kluczyk, obwód, sprzęgło, starter... czekamy i wygląda na to , że działa!!!
Nic nie leci, nic nie leje, nie pryska.
WD40 na kolektor wydechowy. 1,2,3,4 - gorące -> MEGA!!!
Istne szczęście. Pokręciłem manetką, wskoczył na obroty.
Wrzuciliśmy filtr powietrza i siedzonko, żeby zobaczyć jak pracuje fizycznie na kilkuset metrach. Pojechał, wrócił CAŁY I DZIAŁAJĄCY :)
Było późno, więc nie składaliśmy go, nawet nie układaliśmy narzędzi - ustawiłem Gixa na środku, zamknąłem garaż i odwiozłem Andrzeja do domu.
Oblany nutą euforii i przebrzydle zadowolony, że się udało dzwonię domofonem, a Monia mówi "uważaj, mamy niedźwiedzia na klatce". Nie zrozumiałem, wchodzę na klatkę a tam echo chrapania, ale tak głośne, że poręcze chodziły.
Wbiegłem na gorę, bo nie wiedziałem co się działo :)
A tu, najzwyczajniej w świecie na 5 piętrze pod samym strychem sąsiad słodko śpi po mocnej mieszance %. Ze szczerych chęci szkoda się go zrobiło. Miałem zaprowadzić go do domu, ale Monia uświadomiła mnie, że właśnie z domu wyszedł, a raczej wyleciał bo żona mu pomogła.
Starczy. Czas na herbatę, kąpiel i spanie. Nie dość, że fajnie to i śmiesznie dzień się zakończył...
Rano znów trzeba do pracy wstać i z utęsknieniem czekać do 15stej :) może pogoda pozwolić polatać!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz